To była bardzo dziwna debata. Jak można było dobrać to biało-czerwone tło, od którego tak łatwo dostać oczopląsów? Jak można było wybrać model debaty, w którym nie ma miejsca na interakcję kandydatów?
Dobór pytań był tego rodzaju, żeby sprawić trudność Rafałowi Trzaskowskiemu. Ten jednak, pomimo, że był nieco spięty, dał sobie radę odpowiedzieć na pytanie w taki sposób, żeby nie odpowiedzieć.
Choć pytania same w sobie były idiotyczne, jak np. o przygotowanie do religii w szkole albo o akceptację obowiązkowych szczepień przeciwko koronawirusowi.
Miałkość tej debaty była przemożna. Pewien powiew świeżości znieśli do niej Tanajno i Stanisław Żółtek, którego wypowiedź o menelowym+ przejdzie do historii.
Zaskakująco dobrze wypadł Robert Biedroń, który miał w sobie dużo luzu, podobnie jak Jakubiak i Bosak. Ta ostatnia dwójka wypowiadała się chyba najlepiej pod względem spójności, kontaktu z pytaniem oraz próby nawiązania do wypowiedzi lub osobowości innych kandydatów.
Kosiniak miał kwestie zbyt wyuczone, co sprawiało wrażenie pewnej sztywności.
Ostatecznie, trzeba stwierdzić, że był to show dość marnej jakości. Z perspektywy widza razić musiało przede wszystkim tendencyjne przygotowanie pytań, żeby uderzyć w jednego kandydata. To w sumie wystarczający powód, żeby głosować za kimkolwiek, tylko nie za kandydatem, który stoi za tą tzw. publiczną telewizją.
Przy ostatniej dyskusji o „ideologii LGBT” doszło do mnie, jak wielkiej gimnastyki umysłowej dokonuje często katolik polski, chcąc być zgodny z własnym sumieniem. Te rozumowania można by streścić natępująco:
„Proszę pana, ja nie jestem rasistą, ale ci Murzyni niech siedzą w Afryce.
Nie jestem antysemitą, ale ci Żydzi nie mogą przecież rządzić światem!
Nie jestem homofobem, ale niech ci geje nie pokazują się na ulicy, niech siedzą w domach i niech mnie nie niepokoją! i
Proszę pana, ja jestem w ogóle tolerancyjny i kocham wszystkich ludzi, ale nie może być po prostu tolerancji dla zła”
I pewnie jeszcze wiele takich przypadków można by znaleźć.
Przeczytałem właśnie ciekawy artykuł dotyczący studium wykorzystania technologii sztucznej inteligencji do badania tzw. customer experience. Pewna firma opracowała technologię EMOJ, która może w czasie rzeczywistym rozpoznawać emocje na podstawie wyrazu twarzy, w czasie rzeczywistym te emocje analizować oraz przetwarzać wyniki. System oparty jest o wyniki badań amerykańskiego psychologa Paula Ekmana, który wyróżnił sześć podstawowych emocji oraz badał ich ekspresje mimiczne.
Zainteresowanie klienta
Po co jednak en cały system EMOJ? Po to, żeby wiedzieć, czy klient jest zadowolony. Możliwości wykorzystania tej technologii są nieograniczone. Można sprawdzać, czy klient oglądający ubrania na półach w sklepie jest zainteresowany, który towar budzi największe zaciekawienie, można sprawdzać, czy w czasie prezentacji produktu, czuje ekscytację albo fascynację. Można sprawdzić, czy przeglądając jakąś stronę internetową, użytkownik jest zaciekawiony, który produkt w sklepie internetowym mu się podoba itp.
A gdzie ochrona danych osobowych
Oczywiście to wszystko wymaga włączenia kamery i rejestracji twarzy. Twórcy technologii chwalą się jednak tym, że system działa w czasie rzeczywistym, co oznacza, że momentalnie rozpoznaje emocje i od razu kasuje zdjęcie twarzy. Tym samym nie ma w ogóle możliwości naruszenia RODO, gdyż wszelkie dane od początku do końca są anonimowe. Jeśli zaś chodzi o kamery w smartfonach, to wątpię, żeby ktokolwiek się jeszcze nad tym zastanawiał. Wraz z wprowadzeniem RODO, wszyscy klikają bez czytania „akceptuj” za każdym razem, kiedy pada informacja o przetwarzaniu danych osobowych.
Analiza doświadczeń widzów opery
Autorzy badania przedstawili jednak wykorzystanie systemu dla analizy reakcji widowni w trakcie wystawiania oper w ramach włoskiego festiwalu operowego na Arena Sferisterio w Maceracie.
Jak można się domyślić, z badania wynikły precyzyjne wykresy, w których wynika, ile procent jakich emocji widzowie odczuwali w trakcie przedstawienia (wzięto pod uwagę parę oper: Carmen, Makbet, Rigoletto). Widać też, kiedy uczucia są pozytywne, a kiedy negatywne oraz w jakim stopniu intensywności.
Jak jednak zauważają autorzy badania, jeśli wychodzi, że reakcja jest neutralna, wcale nie oznacza to, że widzowie nic nie czują. Po prostu połowa mogła czuć irytację, druga połowa widowni ekscytację.
Po co to wszystko? Osoby pracujące przy wystawieniu opery mogą dzięki temu zdobyć bezcenną wiedzę, która pozwoli w przyszłości dopracować niektóre elementy przedstawienia. Dzięki temu więcej klientów będzie zadowolonych, w większym stopniu będą odczuwali pozytywne emocje, chętniej wrócą w następnym roku, zachęcą innych znajomych. To w odniesieniu do opery, ale tak samo ma to działać w stosunku do np. przywiązania do marki.
Gdzie to zmierza?
Jakoś rodzi się we mnie pewien wstręt do tego rodzaju technologii, zwłaszcza, jeśli ma ona mieć zastosowanie w kulturze. Aczkolwiek mam świadomość, że jest to trochę taki naturalny wtręt do nowinek technologicznych i nostalgia za „czystym światem”, który przemija bezpowrotnie.
Wydaje się, że odziera to kulturę z jej wyjątkowości, nieprzewidywalności, otwartości na eksperymenty itd. Bo z drugiej strony, czy na pewno jest tak, że doświadczenie kulturalne ma zawsze wywoływać pozytywne reakcje? Wszak, oglądając niektóre filmy, liczymy wręcz na odmienne stany emocjonalne (horrory). Nawet jeśli ta technologia miałaby prowadzić do odkrycia idealnego koktajlu uczuć w thrillerze, to i tak budzi niepokój. Jeszcze nigdy nie byliśmy tak blisko miejsca, w którym produkt kultury będzie rzeczywiście produktem. I już nawet nie produktem artysty czy grupy ludzi, ale produktem stworzonym przy wydatnym udziale komputera, big data, sztucznej inteligencji oraz nauczania maszynowego. Niby obecnie każdy twórca, kiedy coś tworzy, stara się dostosować do gustów potencjalnego odbiorcy, ale nie zawsze się to udaje, i trudno oprzeć się wrażeniu, że dzięki temu zdarza się, że powstaje coś wyjątkowego. Pomyślmy zresztą, jak często powstał jakiś dobry film tylko dlatego, że reżyser mający silną osobowość tworzył na przekór producentowi. Czy teraz będzie to możliwe, jeśli maszyna powie, że to nie będzie akceptowalne dla jakiejś grupy odbiorców?
Zresztą arena kultury to tylko małe pole do zastosowania tego rodzaju wynalazków. Oczywiście, kluczowa jest cała sfera sprzedaży, nie tylko dóbr kultury.
Pewnym pocieszeniem jest to, że system wymaga sporej mocy obliczeniowej oraz dużej liczby wysokiej jakości kamer. Nie da się więc, albo będzie to bardzo kosztowne, analizowanie znacznej liczby osób, np. przeżyć całego stadionu. W przedstawionym badaniu zresztą ograniczono się do wybranej grupy 12 osób (dobranej reprezentatywnie na podstawie danych, która o nich posiadano).
Wydaje się, że to wszystko zmierza do zestandaryzowania, uproszczenia, zagubienia indywidualności i to zarówno widza jak i twórcy. Zapewne jednak dotyczy to tylko kultury popularnej. Zresztą podobne badania są prowadzone i obecnie na podstawie np. ankiet. Pod tym względem big data, uczenie maszynowe oraz sztuczna inteligencja to po prostu nowe narzędzia. Coś jak zastąpienie piły piłą spalinową.
Źródło:
Generosi Andrea, Giraldi Luca, Mengoni Maura i Torcianti
Marco. A method to measure the emotional experience of audience by the EMOJ
tool. The case study of Macerata Opera Festival. Marketing i Rynek, 2019, nr
10. s. 4-13.
Im dłużej trwa epidemia koronawirusa oraz im częściej trafiam na wypowiedzi różnych osób, tym bardziej zadziwia mnie podatność ludzi na różne niestworzone historie – teorie spiskowe. Tak się je nazywa, niektórzy się krzywią, uważają, że użycie sformułowania „teoria spiskowa” to przekreślenie dyskusji, ale jak może być inaczej? Nie możemy dyskutować o płaskiej ziemi i o tym, że koronawirus został stworzony przez firmy farmaceutyczne, żeby zarobić na szczepionkach, bo są to równie identyczne bzdury. Tak samo jak to, że wirus został wypuszczony przez Chiny, żeby doprowadziły do hegemonii nad światem zachodnim.
Nie można z tym dyskutować. Trzeba to nazwać bzdurami, tak jak teorie o chemitrails oraz szkodliwości szczepionek.
W sumie wciąż zastanawiam się, dlaczego w rolach głównych jest Bill Gates a nie np. jakiś Rockefeller?
Większość
ludzi, która powiela te brednie i tak nie jest w stanie zweryfikować ich
prawdziwości. Z drugiej strony nie dziwi mnie to. Profesor Maciej Giertych, choć
profesor od jakiejś nauki przyrodniczej, powielał teorie o młodym wieku ziemi i
kreacjonizmie, przywołując średniowieczne arrasy z wizerunkami smoków jako
dowód tego, że dinozaury żyły nie tak dawno temu…
Popularność teorii spiskowych wynika z problemów z poradzeniem sobie z nieznanym oraz z niechęci do tzw. mediów mainstreamowych. Jest też realizacją potrzeby indywidualizmu, tak obecnej we współczesnym świecie, takim hipsterstwem intelektualnym. Bo przecież warto mieć zdanie inne niż ci telewizyjni mądrale. Filmik na youtube z żółtymi napisami jest poza tym znacznie bardziej intrygujący – nasz mózg doznaje całkiem sporej przyjemności, kiedy odkrywa wizję zupełnie odmienną niż ta ogólnie obowiązująca. To coś jak emocje, które odczuwamy w filmie w czasie zwrotu akcji, które powodują, że chcemy obejrzeć kolejny odcinek serialu.
To jest trochę tak, że większość ludzi woli oglądać jednak filmy sensacyjne i melodramaty niż filmy przyrodnicze. Oglądanie filmików czy nawet czytanie artykułów z teoriami spiskowymi wyzwala więcej emocji – dlatego wciągają i się rozprzestrzeniają. Ogólnie przyjęte prawdy są po prostu nudne.
Niemożliwe było to kiedyś. Broszury o Żydach rządzących światem były dostępne dla nielicznych, kolportowane po ciemnych salkach lub wysyłane nieoficjalnymi kanałami.
To jednak w gruncie nic nowego.
Mam nadzieję, że zdrowy rozsądek zwycięży, ale nie łudzę się, bo zawsze część społeczeństwa błądzi. Dopóki jednak nie będę miał kompetencji Kopernika, nie będę negował powszechnie przyjętych twierdzeń naukowców w jakiejś dziedzinie.
Niektórzy się dziwią tym co zaszło dwa dni temu wieczorem. Jak można coś takiego ukartować – umówić się pomiędzy dwoma liderami partii wewnątrz partii (bo przecież PiS nie startował do wyborów jako koalicja), nie przeprowadzić wyborów, założyć, że Sąd Najwyższy unieważni nieprzeprowadzone wybory i jakoś w przyszłości przeprowadzić nowe wybory.
Dwóch Jarosławów – Kaczyński i Gowin stoczyli walkę, lecz czy to już koniec kłótni w rodzinie?
A jednak można. Można i dla każdego,
kto trochę obserwował to, co się działo w Polsce od 2015 r., kiedy Duda objął
urząd, nie jest to nic nowego – nihil novi sub sole. Czym różni się
ta sytuacja od podjętej przez Sejm w 2015 r. uchwały unieważniającej wybór
sędziów do TK dokonanej przez Sejm poprzedniej kadencji? Czym to się różni od
machinacji przy wybieraniu KRS, od machinacji przy Sądzie Najwyższym?
Różnica jest tylko taka, że być może
tamte sprawy były dość jednak szczegółowe, odległe dla zwykłego obywatela,
niedotykające go aż tak bezpośrednio. Quasi-odwołanie wyborów jest zaś dla
każdego aż nadto widoczne, to już po prostu kruczek prawny na wielką skalę.
Obóz władzy wyspecjalizował się w tego rodzaju oryginalnych pomysłach, opartych
dość luźno na prawie. Niektórzy dopiero teraz zauważą, co tak naprawdę dzieje
się w Polsce od 5 lat. Erozja systemu prawnego i porządku konstytucyjnego nie
jest fikcją i teoretycznym zagadnieniem roztrząsanym przez profesorów prawa
zanurzonych w „układzie”. To zjawisko, które ostatecznie ma wpływ na
nasze życie. Wpisuje się ono oczywiście w niespokojne czasy naszego świata, ale
nie jest sposobem na radzenie sobie z wyzwaniami współczesności.
To jednak porażka obozu władzy. Jak
by nie patrzeć, przesunięcie wyborów to zawsze większe ryzyko przegranej przez
Dudę, a to powoduje, że sytuacja polityczna staje się jeszcze bardziej
niepewna. Nie wiadomo, co zrobi PiS, żeby utrzymać poparcie, ale na pewno coś
zrobi.
Trwa pandemia koronawirusa. Na wielu polach nastąpiło przewartościowanie. Ustąpił lęk i panika. Zaczynają się próby dostosowania do nowej sytuacji. Przeważa świadomość, że trzeba żyć. Dla nas Polaków problem jest dość daleko. Ludzie umierają tylko w statystykach publikowanych na facebooku. Niewiele osób ma zmarłych wśród znajomych. Nastąpiło też zmęczenie relacjami medialnymi, dość typowe dla każdego tematu pojawiającego się w mediach.
Trwa w Polsce telenowela pt. „Będą czy nie będą wybory”. Jest to śmieszne i tragiczne. Może tragizm tego jest umniejszony tylko przez fakt, że urzędujący prezydent prawdopodobnie wygrałby te wybory. Po raz kolejny jednak można zauważyć, że Polska przestała być państwem prawa. Niestety.
Statystyki tak wyglądają na chwilę obecną.
Statystyki koronawirusa 2020-05-06
Jeśli teraz rozpocznie się otwieranie kolejnych sfer życia, będą ich wypatrywać z utęsknieniem.
Jednak cała ta epidemia w wymiarze osobistym nie była jak dotąd najgorsza. Pozwoliła się trochę zatrzymać i na nowo odkryć i przemyśleć niektóre sprawy.
W tym czasie pandemii częściej niż zwykle chodzę do lasu. Chyba dlatego, że tam bez wątpienia można sobie chodzić bez maseczki. Odnoszę wrażenie, że coraz bardziej las mi się podoba. Zauważam w nim więcej niż wtedy, gdy biegałem albo jeździłem po lesie rowerem.
Tu jest taki las, z którym dużo mnie łączy. Nie puszcza i nie park narodowy, a jednak mieszczący tych starych drzew oraz dzikich zaułków, że mógłbym tam chodzić cały dzień.
Tu spędziłem chyba 3 godziny. Jeszcze nigdy nie spotkałem tyle zwierzyny. Stada jeleni, saren, zające, pojedyncze sarny wyskakujące co chwilę z krzaków.
Kiedyś często tu przyjeżdżałem. Teraz od święta.
Gąszcz lasu niczym w tropikalnej dźungli
Ukryty ciek wodny wciąż tu jestNie jest łatwo przeciskać się przez te terenyCzasami trzeba poszukać przejściaByło ryzyko deszczuW kierunku tej polanyStaw prawie wyschniętyDalej na razie nie idęMoja najlepsza polanaNie ma już tego krzewu…Po raz pierwszy dokładnie zbadałem teren stawuNa skraju lasuNowo odkryty młody las brzozowyKościół na wzgórzuZ innej perspektywyZarośnięty staw – nowe odkrycieZagajnik brzozowyInne ujęciePrzejście
Dzień przed Wielkanocą, w czas zarazy, idę sobie na spacer wokół Ostrowa Tumskiego. Nie wiadomo cały czas, czy można wychodzić, czy nie można wychodzić. Niby można iść na spacer, ale w sumie nikt nie powiedział, jak daleko. Nic to, wiosna jest przepiękna. Czas się ruszyć. Święconki nie ma, to chociaż to.
Widok na Chwaliszewo z ZagórzaTa uliczka za katedrą nigdy nie przestaje mnie zachwycaćPiękne drzewa i ładny brukTa konstrukcja dodaje temu miejscu modernistycznego sznytuKatedra poznańska w pełnym słońcu i pełnej okazałościPapież Polak błogosławi Polskę czasu pandemii
Ta rocznica przypada w Wielki Piątek. To niesamowite. Warto wrócić do tamtych chwil sprzed 10 lat. Przypomnieć sobie o tych ludziach, którzy byli z nami tak niemal na co dzień, choć dla większości z nas znani tylko z ekranów telewizorów.
Media społecznościowe i nie tylko przez te 10 lat nieznośnie się rozszalały. Zwariowały. Świat zwariował. Grają na emocjach jak tylko można. Jest to wysoce zaraźliwe, ludzie to łykają, udostępniają i tym żyją. W obliczu pamięci o tej tragedii trzeba jednak inaczej. Nie ma innego wyjścia, jeśli chce się pozostać człowiekiem.
Dlatego w tym dniu nie mam ochoty nawet bawić się w podśmiechujki z tego, że Kaczyński z Morawieckim składali kwiaty bez maseczek i nie zachowali przepisowej odległości oraz przepisów o ograniczeniu zgromadzeń. Nie mam zamiaru komentować apelu o zwrot wraku. W ogóle wydaje mi się to wszystko tak małe wobec tego, co się wtedy stało.
Wolę przypomnieć sobie twarze tych ludzi, którzy wtedy zginęli.
Pomyśleć o ich życiu, o ich tragedii. Chcę myśleć w tej chwili o potędze
Przypadku, Losu, Fatum, o sile ludzkiej decyzji, woli sprawczej wobec historii.
O tym, jak decyzja jednej czy paru osób może mieć wpływ na życie całego narodu,
o tym, jak bardzo te decyzje są uwarunkowane tysiącem innych okoliczności, o
tym czy mogło być inaczej.
Wszyscy wiemy, że mogło być inaczej, że decydowały sekundy,
metry, chwile. A jednak stało się tak jak się stało, ze wszystkimi tego
konsekwencjami.
Niech ten Wielki Piątek będzie dniem zadumy także nad tym, na ile ważne są nasze różne dalekosiężne, wielkie cele, ambicje, wizje, palny. Czym one są wobec złowróżbnego memento mori? Co one znaczą wtedy, gdy zabraknie najbliższych i już nie będzie czym wypełnić po nich pustki.
W wielu wpisach w mediach społecznościowych widać rozprężenie sytuacją spowodowaną przez koronawirusa w Polsce. Po chwilowym entuzjazmie „walczymy z wirusem”, pojawia się zwątpienie, kalkulowanie, tudzież niemal przytakiwanie teoriom spiskowym niczym na forum antyszczepionkowców. A to Bill Gates wiedział już w 2015 roku o koronawirusie. A to Chińczycy wymyślili, żeby osłabić Europę i wykupić europejskie firmy.
Wszystko chyba i w dużej mierze w powodu, że nagle zagrożeniem bardziej realnym niż wirus jest perspektywa braku płynności finansowej dla wielu przedsiębiorców, ale i dla pracowników. Każdy rozsądny przedsiębiorca musi w tym tygodniu podjąć decyzję, czy do końca miesiąca wręczyć oraz ilu osobom, wypowiedzenie umowy o pracę.
Ta zmiana nastrojów jest absolutnie normalna. Człowiek z natury chce reagować na zagrożenie tylko, jeśli jest bliskie. Dlatego nikt nie słuchał Billa Gatesa, który ostrzegał przed pandemią w 2015 roku. Dlatego świat się zadłużał mimo, że kryzys typu 2009 roku był przewidywany już przez niektórych w roku 2000. Sam czytałem takie publikacje i uważałem je za totalne oszołomstwo. Niestety okazało się prawdą. Inna sprawa jest taka, że codziennie ktoś coś przewiduje, więc jest duża szansa, że jakaś przepowiednia się spełni.
Zmiana nastrojów jest zupełnie naturalna. Podobnie jak reakcje Włochów, którzy po okresie lekceważenia kwarantanny, teraz plują z balkonów i rzucają jajkami w przechodniów, którzy idą do pracy (bo myślą, że wyszli sobie na spacer wbrew zakazom). Czeka nas jeszcze wiele takich zmian nastrojów społecznych. Jako społeczeństwo jednak wierzymy, że podołamy. Nie możemy się poddać defetyzmowi, także, który będzie siany coraz częściej.
Ostatecznie kryzys i tak nastąpi. Pytanie, czy wolimy wyjść z kryzysu bez pracy i z kredytami, ale żywi, z żywymi naszymi bliskimi, czy wolimy zaryzykować po to, żeby mieć szansę spłacić tą ratę kredytu za miesiąc i za dwa, bez jakiejkolwiek gwarancji, że dożyjemy terminu spłaty tej raty za trzy miesiące… Bez gwarancji, że w tym naszym domu tak ciężko spłacanym będziemy żyć z naszymi bliskimi czy tylko ze wspomnieniem o nich… Być może jesteśmy w sytuacji lose-lose i nie ma dobrego rozwiązania.