Logika niektórych moich braci katolików

Przy ostatniej dyskusji o „ideologii LGBT” doszło do mnie, jak wielkiej gimnastyki umysłowej dokonuje często katolik polski, chcąc być zgodny z własnym sumieniem. Te rozumowania można by streścić natępująco:

„Proszę pana, ja nie jestem rasistą, ale ci Murzyni niech siedzą w Afryce.

Nie jestem antysemitą, ale ci Żydzi nie mogą przecież rządzić światem!

Nie jestem homofobem, ale niech ci geje nie pokazują się na ulicy, niech siedzą w domach i niech mnie nie niepokoją! i

Proszę pana, ja jestem w ogóle tolerancyjny i kocham wszystkich ludzi, ale nie może być po prostu tolerancji dla zła”

I pewnie jeszcze wiele takich przypadków można by znaleźć.

Jak sztuczna inteligencja będzie nam polepszać imprezy kulturalne

Przeczytałem właśnie ciekawy artykuł dotyczący studium wykorzystania technologii sztucznej inteligencji do badania tzw. customer experience. Pewna firma opracowała technologię EMOJ, która może w czasie rzeczywistym rozpoznawać emocje na podstawie wyrazu twarzy, w czasie rzeczywistym te emocje analizować oraz przetwarzać wyniki. System oparty jest o wyniki badań amerykańskiego psychologa Paula Ekmana, który wyróżnił sześć podstawowych emocji oraz badał ich ekspresje mimiczne.

Zainteresowanie klienta

Po co jednak en cały system EMOJ? Po to, żeby wiedzieć, czy klient jest zadowolony. Możliwości wykorzystania tej technologii są nieograniczone. Można sprawdzać, czy klient oglądający ubrania na półach w sklepie jest zainteresowany, który towar budzi największe zaciekawienie, można sprawdzać, czy w czasie prezentacji produktu, czuje ekscytację albo fascynację. Można sprawdzić, czy przeglądając jakąś stronę internetową, użytkownik jest zaciekawiony, który produkt w sklepie internetowym mu się podoba itp.

Sztuczna inteligencja

A gdzie ochrona danych osobowych

Oczywiście to wszystko wymaga włączenia kamery i rejestracji twarzy. Twórcy technologii chwalą się jednak tym, że system działa w czasie rzeczywistym, co oznacza, że momentalnie rozpoznaje emocje i od razu kasuje zdjęcie twarzy. Tym samym nie ma w ogóle możliwości naruszenia RODO, gdyż wszelkie dane od początku do końca są anonimowe. Jeśli zaś chodzi o kamery w smartfonach, to wątpię, żeby ktokolwiek się jeszcze nad tym zastanawiał. Wraz z wprowadzeniem RODO, wszyscy klikają bez czytania „akceptuj” za każdym razem, kiedy pada informacja o przetwarzaniu danych osobowych.

Analiza doświadczeń widzów opery

Autorzy badania przedstawili jednak wykorzystanie systemu dla analizy reakcji widowni w trakcie wystawiania oper w ramach włoskiego festiwalu operowego na Arena  Sferisterio w Maceracie.

Jak można się domyślić, z badania wynikły precyzyjne wykresy, w których wynika, ile procent jakich emocji widzowie odczuwali w trakcie przedstawienia (wzięto pod uwagę parę oper: Carmen, Makbet, Rigoletto). Widać też, kiedy uczucia są pozytywne, a kiedy negatywne oraz w jakim stopniu intensywności.

Jak jednak zauważają autorzy badania, jeśli wychodzi, że reakcja jest neutralna, wcale nie oznacza to, że widzowie nic nie czują. Po prostu połowa mogła czuć irytację, druga połowa widowni ekscytację.

Po co to wszystko? Osoby pracujące przy wystawieniu opery mogą dzięki temu zdobyć bezcenną wiedzę, która pozwoli w przyszłości dopracować niektóre elementy przedstawienia. Dzięki temu więcej klientów będzie zadowolonych, w większym stopniu będą odczuwali pozytywne emocje, chętniej wrócą w następnym roku, zachęcą innych znajomych. To w odniesieniu do opery, ale tak samo ma to działać w stosunku do np. przywiązania do marki.

Gdzie to zmierza?

Jakoś rodzi się we mnie pewien wstręt do tego rodzaju technologii, zwłaszcza, jeśli ma ona mieć zastosowanie w kulturze. Aczkolwiek mam świadomość, że jest to trochę taki naturalny wtręt do nowinek technologicznych i nostalgia za „czystym światem”, który przemija bezpowrotnie.

Wydaje się, że odziera to kulturę z jej wyjątkowości, nieprzewidywalności, otwartości na eksperymenty itd. Bo z drugiej strony, czy na pewno jest tak, że doświadczenie kulturalne ma zawsze wywoływać pozytywne reakcje? Wszak, oglądając niektóre filmy, liczymy wręcz na odmienne stany emocjonalne (horrory). Nawet jeśli ta technologia miałaby prowadzić do odkrycia idealnego koktajlu uczuć w thrillerze, to i tak budzi niepokój. Jeszcze nigdy nie byliśmy tak blisko miejsca, w którym produkt kultury będzie rzeczywiście produktem. I już nawet nie produktem artysty czy grupy ludzi, ale produktem stworzonym przy wydatnym udziale komputera, big data, sztucznej inteligencji oraz nauczania maszynowego. Niby obecnie każdy twórca, kiedy coś tworzy, stara się dostosować do gustów potencjalnego odbiorcy, ale nie zawsze się to udaje, i trudno oprzeć się wrażeniu, że dzięki temu zdarza się, że powstaje coś wyjątkowego. Pomyślmy zresztą, jak często powstał jakiś dobry film tylko dlatego, że reżyser mający silną osobowość tworzył na przekór producentowi. Czy teraz będzie to możliwe, jeśli maszyna powie, że to nie będzie akceptowalne dla jakiejś grupy odbiorców?

Zresztą arena kultury to tylko małe pole do zastosowania tego rodzaju wynalazków. Oczywiście, kluczowa jest cała sfera sprzedaży, nie tylko dóbr kultury.

Pewnym pocieszeniem jest to, że system wymaga sporej mocy obliczeniowej oraz dużej liczby wysokiej jakości kamer. Nie da się więc, albo będzie to bardzo kosztowne, analizowanie znacznej liczby osób, np. przeżyć całego stadionu. W przedstawionym badaniu zresztą ograniczono się do wybranej grupy 12 osób (dobranej reprezentatywnie na podstawie danych, która o nich posiadano).

Wydaje się, że to wszystko zmierza do zestandaryzowania, uproszczenia, zagubienia indywidualności i to zarówno widza jak i twórcy. Zapewne jednak dotyczy to tylko kultury popularnej. Zresztą podobne badania są prowadzone i obecnie na podstawie np. ankiet. Pod tym względem big data, uczenie maszynowe oraz sztuczna inteligencja to po prostu nowe narzędzia. Coś jak zastąpienie piły piłą spalinową.

Źródło:

Generosi Andrea, Giraldi Luca, Mengoni Maura i Torcianti Marco. A method to measure the emotional experience of audience by the EMOJ tool. The case study of Macerata Opera Festival. Marketing i Rynek, 2019, nr 10. s. 4-13.

Kronika zarazy – o teoriach spiskowych

Im dłużej trwa epidemia koronawirusa oraz im częściej trafiam na wypowiedzi różnych osób, tym bardziej zadziwia mnie podatność ludzi na różne niestworzone historie – teorie spiskowe. Tak się je nazywa, niektórzy się krzywią, uważają, że użycie sformułowania „teoria spiskowa” to przekreślenie dyskusji, ale jak może być inaczej? Nie możemy dyskutować o płaskiej ziemi i o tym, że koronawirus został stworzony przez firmy farmaceutyczne, żeby zarobić na szczepionkach, bo są to równie identyczne bzdury. Tak samo jak to, że wirus został wypuszczony przez Chiny, żeby doprowadziły do hegemonii nad światem zachodnim.

Nie można z tym dyskutować. Trzeba to nazwać bzdurami, tak jak teorie o chemitrails oraz szkodliwości szczepionek.


W sumie wciąż zastanawiam się, dlaczego w rolach głównych jest Bill Gates a nie np. jakiś Rockefeller?

Większość ludzi, która powiela te brednie i tak nie jest w stanie zweryfikować ich prawdziwości. Z drugiej strony nie dziwi mnie to. Profesor Maciej Giertych, choć profesor od jakiejś nauki przyrodniczej, powielał teorie o młodym wieku ziemi i kreacjonizmie, przywołując średniowieczne arrasy z wizerunkami smoków jako dowód tego, że dinozaury żyły nie tak dawno temu…

Popularność teorii spiskowych wynika z problemów z poradzeniem sobie z nieznanym oraz z niechęci do tzw. mediów mainstreamowych. Jest też realizacją potrzeby indywidualizmu, tak obecnej we współczesnym świecie, takim hipsterstwem intelektualnym. Bo przecież warto mieć zdanie inne niż ci telewizyjni mądrale. Filmik na youtube z żółtymi napisami jest poza tym znacznie bardziej intrygujący – nasz mózg doznaje całkiem sporej przyjemności, kiedy odkrywa wizję zupełnie odmienną niż ta ogólnie obowiązująca. To coś jak emocje, które odczuwamy w filmie w czasie zwrotu akcji, które powodują, że chcemy obejrzeć kolejny odcinek serialu.

To jest trochę tak, że większość ludzi woli oglądać jednak filmy sensacyjne i melodramaty niż filmy przyrodnicze. Oglądanie filmików czy nawet czytanie artykułów z teoriami spiskowymi wyzwala więcej emocji – dlatego wciągają i się rozprzestrzeniają. Ogólnie przyjęte prawdy są po prostu nudne.

Niemożliwe było to kiedyś. Broszury o Żydach rządzących światem były dostępne dla nielicznych, kolportowane po ciemnych salkach lub wysyłane nieoficjalnymi kanałami.

To jednak w gruncie nic nowego.

Mam nadzieję, że zdrowy rozsądek zwycięży, ale nie łudzę się, bo zawsze część społeczeństwa błądzi. Dopóki jednak nie będę miał kompetencji Kopernika, nie będę negował powszechnie przyjętych twierdzeń naukowców w jakiejś dziedzinie.