Niektórzy się dziwią tym co zaszło dwa dni temu wieczorem. Jak można coś takiego ukartować – umówić się pomiędzy dwoma liderami partii wewnątrz partii (bo przecież PiS nie startował do wyborów jako koalicja), nie przeprowadzić wyborów, założyć, że Sąd Najwyższy unieważni nieprzeprowadzone wybory i jakoś w przyszłości przeprowadzić nowe wybory.
A jednak można. Można i dla każdego, kto trochę obserwował to, co się działo w Polsce od 2015 r., kiedy Duda objął urząd, nie jest to nic nowego – nihil novi sub sole. Czym różni się ta sytuacja od podjętej przez Sejm w 2015 r. uchwały unieważniającej wybór sędziów do TK dokonanej przez Sejm poprzedniej kadencji? Czym to się różni od machinacji przy wybieraniu KRS, od machinacji przy Sądzie Najwyższym?
Różnica jest tylko taka, że być może tamte sprawy były dość jednak szczegółowe, odległe dla zwykłego obywatela, niedotykające go aż tak bezpośrednio. Quasi-odwołanie wyborów jest zaś dla każdego aż nadto widoczne, to już po prostu kruczek prawny na wielką skalę. Obóz władzy wyspecjalizował się w tego rodzaju oryginalnych pomysłach, opartych dość luźno na prawie. Niektórzy dopiero teraz zauważą, co tak naprawdę dzieje się w Polsce od 5 lat. Erozja systemu prawnego i porządku konstytucyjnego nie jest fikcją i teoretycznym zagadnieniem roztrząsanym przez profesorów prawa zanurzonych w „układzie”. To zjawisko, które ostatecznie ma wpływ na nasze życie. Wpisuje się ono oczywiście w niespokojne czasy naszego świata, ale nie jest sposobem na radzenie sobie z wyzwaniami współczesności.
To jednak porażka obozu władzy. Jak by nie patrzeć, przesunięcie wyborów to zawsze większe ryzyko przegranej przez Dudę, a to powoduje, że sytuacja polityczna staje się jeszcze bardziej niepewna. Nie wiadomo, co zrobi PiS, żeby utrzymać poparcie, ale na pewno coś zrobi.